Forum Suzuki SV - SVforum.pl
https://svforum.pl/

Praca w Polsce
https://svforum.pl/viewtopic.php?f=13&t=13600
Strona 4 z 5

Autor:  Słoniu [ 2 maja 2014, o 20:48 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Karol20 napisał(a):
mirek napisał(a):
W Polsce pracy nie ma. W Polsce jest kierat. Zapierdalaj na chleb z margaryną po 10-12 godzin dziennie, bez wolnego czy kasy za nadgodziny, o urlopie zapomnij. Jak zachorujesz to masz pecha bo na umowie-zleceniu nie ma kasy.


Ja naprawdę chyba żyje w innej Polsce niż wy.


Za dużo TVNu.

Autor:  Karol20 [ 2 maja 2014, o 23:11 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Słoniu napisał(a):

Za dużo TVNu.


Nie mam telewizora.

Autor:  Jamez [ 4 maja 2014, o 01:32 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Karol20 napisał(a):
Słoniu napisał(a):

Za dużo TVNu.


Nie mam telewizora.



heh, ciekawe, ja też i zgadzam się z Twoją Karol20 opinią.
Najłatwiej narzekać, krzyczeć i żale wylewać. Trudniej cokolwilek próbować zrobić i osiągnąć, bo potrzeba wysiłku - a to nie leży w naturze homo sovieticus.

Autor:  lasooch [ 4 maja 2014, o 10:51 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

mirek napisał(a):
W Polsce pracy nie ma. W Polsce jest kierat. Zapierdalaj na chleb z margaryną po 10-12 godzin dziennie, bez wolnego czy kasy za nadgodziny, o urlopie zapomnij. Jak zachorujesz to masz pecha bo na umowie-zleceniu nie ma kasy.

Najwyraźniej jestem kolejnym wyjątkiem... Może dobra branża, może dobry pracodawca... Mam normalną umowę o pracę, z urlopem, z kasą za nadgodziny, zusami, srusami i wszystkimi innymi "przywilejami" z tego tytułu. Zapierdalam po 10-12 godzin dziennie nie dlatego, że muszę, ale dlatego, że chcę, bo mi za to nieźle płacą. A jest tak również dlatego, że od kilku miesięcy moja firma nie jest w stanie zatrudnić nowych ludzi. Są 3-4 wakaty w moim dziale i na rozmowy przychodzą takie osły, że nie ma z kogo wybrać. Inżynierowie magistrzy, co nie umieją obsłużyć suwmiarki :mlotek: Firma zatrudnia też ok. 200 osób na produkcji. I tu też jest zdziwienie, bo co chwila ktoś wylatuje z pracy - albo za ekstremalne lenistwo, albo za złodziejstwo, albo za picie w pracy :pijany: A pomimo wielkiego szyldu nad drzwiami "przyjmiemy do pracy" ofert wcale dużo nie ma. Aż się chce zapytać, gdzie to bezrobocie?
Nie mówię, że jest dokładnie odwrotnie, jak napisał Mirek. Na pewno nie jest tak, że na każdego czeka świetnie płatna praca, choćby był głąbem, nierobem czy pijakiem. Ale jeśli jeśli pracownik jest w stanie zaoferować coś od siebie (a już nawet uczciwość, chęci do pracy i logiczne myślenie są atutami), to u mnie w okolicy praca czeka w wielu firmach.

Autor:  Rozkosmany [ 4 maja 2014, o 11:33 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

lasooch
A weź mi ty skrobnij adres swojej firmy na PM :obity:
No bo wiesz, normalnie mnie zadziwiasz jak to można nie umiec zmierzyć czegos suwmiarką :hmm:
Kiedyś gdy mała była jeszcze mała to zapytała skąd ja wiem że jest 7,75 mm patrząc na te kreski. Raz pokazałem o co biega i miałem potem wszystko zwymiarowane w domu :obity:

ed. będę pewnie w PL za jakiś czas to zrobiłbym tak żeby było mi po drodze

Autor:  skwaro [ 5 maja 2014, o 09:49 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Łasuch, mam dokładnie takie same spostrzeżenia...

Autor:  Rozkosmany [ 5 maja 2014, o 13:38 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Wiecie co chłopaki.
Ja też mam kilka spostrzeżeń co do wykształcenia.
W innych czasach chodziłem do szkoły i własciwie to świat wtedy był też całkiem inny. To wpływa na nasze decyzje, na to co można zrobić.
Moje wykształcenie mechaniczne to zwykła zawodówka. Miała wprawdzie bardzo dobrą opinię i rzeczywiście uczyła.
Nawet tutaj pisząc wspominałem nie raz mojego majstra. Człowiek ktorego w zasadzie cała wiedza to wynik wieloletniego doświadczenia. On nauczył trzymac mnie narzędzia, mierzyć, liczyć i walić młotkiem a potem przyspawać to co urwałem.
Zakłady pracy w naszej szkole zawsze przepychały się jeden z drugim oferując stypendia i pewność zatrudnienia po jej ukończeniu. Oczywiście najpierw rozmawiali z majstrami kto nadaje się na zdobycz.
Ja też taką umowę podpisałem z jednym z nich. Wypłacali mi niewiele mniej niz moja matka wtedy zarabiała będąc naczelnikiem poczty.
Potem do roboty. Przepracowałem w tym zakładzie zaledwie rok, ponieważ rodzinnie sprawy potoczyły się tak że przeprowadzaliśmy się na drugi koniec kraju. Pamiętam że ze starej pracy odchodziłem mając stawkę 110 złotych/h.
W nowym miejscu zapytałem kilku gości na ulicy : Który zakład pracy najlepszy i najlepiej płaci ? :obity:
Byli jednogłośni :mrgreen: No wiec uderzam w kadry, owszem robota jest. Pytają w końcu o papier ze stawką ze starej pracy. I spadają z krzeseł na ten widok. Bo tam najwyższe stawki były na poziomie 1/3 z tego co pisało na moim papierku.
Ale nic to :/ poszedłem do tej roboty i dosyc szybko zostałem mechanikiem zmianowym na SUR-e. Jeszcze dobrze nie zdążyłem polatac z torbą wypchaną klamotami po mojej hali a zostałem awansowany na kierownika całego SUR-u. Ponownie zarabiałem tyle ile w starej pracy :obity: No ale przyszła pora na relaksacyjną przerwę wojskową.
Nie ma że boli. Wtedy to brali wszystko jak leci i nawet jak bez łba byłes to A1 miałes :hahaha:

Po woju wracam do pracy. Ale to już inne czasy były. W moim akwarium siedział głąb który błąd ortograficzny zrobił pisząc imię kolegi. Wiedza mechaniczna na poziomie zerowym.
Ale gościu miał lepsze papiery i ktos z rodziny zajął miesce dyrektora technicznego. A stary dla którego ważne było czy ktoś trybi wzory z mechaniki technicznej odszedł. Nie wnikam dlaczego.
Oczywiście moja duma nie pozwoliła na to żeby tam pozostać. Zacząłem się rozglądać za nową robotą ale to już były czasy licytacji papierów zdobytych na studiach. Masakra :razz2:
Jakie debile przez to zajmowały stanowiska to się w pale nie mieści :omg:
W końcu ja też zmądrzałem i przypomniałem sobie że przecież mozna dalej się uczyć.
:hahaha:
Chcecie znać prawdę?
Generalnie polegało to wszystko na tym żeby w miarę łazić, pokazywać się na oczy i wyrobic sobie dobry bajer.
Zresztą, jeden z moich wykładowców zwykł mawiać: Dobry bajer jest niezastąpiona podpórką byle jakiego dyplomu
:hahaha:

Później, przez cały ten okres zanim wyjechałem z polski. Gdzie bym nie był, papiery ponad wszystko. Można było dac szympansowi dyplom i robotę dostawał z miejsca.
Nie wiem, może coś się zmieniło teraz? Skoro juz dwóch forumowiczów napisało o tym.
Przynajmniej tak ja to rozumiem.

Ale największego szoku po tych wszystkich latach doznałem tutaj, w UK
Patrzysz w job center co do wzięcia jest. Idziesz, gadasz. Biorą cię na kilka dni sprawdzic co umiesz.
I nikt nigdy nie zapytał o jakiekolwiek papiery ze szkoły. Ja swoich nawet nigdy nie przetłumaczyłem.
Każdy ma to po prostu w d......
I liczy się coś zupełnie innego

Autor:  awdam [ 5 maja 2014, o 14:46 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

No i chyba ja jestem wyjątkiem ... Narzekać nie mogę, dobrze płaca, odprowadzam podatki, zusy, emertyalne i inne takie. Ale nie mówie - daje coś od siebie i sie anagażuje i staram się cały czas rozwijać.

Ale teraz przepadek bycia betonem:

Swego czasu mój zakład pracy poszukiwał nowej osoby do zespołu. Przyszło na rozmowe kilku studentów no i kilku ludzi z branży. Postawiliśmy na gościa, który sporo lat przepracował w spółce skarbu państwa, gdzie Panuje zasada "czy sie stoi czy się leży - wypłata się należy". I tak właśnie zaczał robić u nas, najpierw się starał minął miesiąc zaczęły się spóźnienia, lekkie okłamywanie no i wszechobecna leserka. Pracował może 6 miesiecy i wyleciał.
Nie wspominajać o studencie, który przyszedł na rozmowe i na starcie zaczął nas opierdalać czemu rozmowa nie jest przeprwadzana po angielsku bo on ma angielski w małm palcu ...

Jak dla mnie praca jest tylko albo ludziom się nie chce albo mają wygórowane wymagania (może warto czasem zejść poziom niżej by później się wspiąc dwa wyżej). Zwyjątkiem kilku branż gdzie na prawdę jest marnie z praca, ale kto nam każe pracować w dziedzinie której się kształciliśmy.

Ot tyle ode mnie :)

Autor:  Rozkosmany [ 5 maja 2014, o 15:50 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

:obity:
Z punktu widzenia kogoś kto kupę lat mieszka w anglii to powiem tylko że : zdaje się znam tylko jeden przypadek że ktos miał angielski w małym palcu. Emerytowany profesor który dorabiał u nas. Anglik z dziada pradziada i koleś który pisze prace o języku angielskim. Coś jak nasz profesor Miodek.
Reszta ni chu-chu nie ma w małym palcu języka. Nie wspominajac o mnie

ed. ta zasada odwróconych trójkątów jak najzupełniej prawdziwa. Język polski stoi na jednym z boków. Mamy dużo do nauczenia się w podstawie a im wyżej tym mniej. Na wierzchołku jest kilka brzydkich słów. Dlatego jest tak cholernie trudny dla anglika np.

Angielski stoi na tym wierzchołku. Żeby wprawnie porozumieć się na ulicy wystarczy tych kilka brzydkich słów. I oczywiście mozna je mieć w małym palcu. Ale im więcej chcemy o nim wiedzieć, tym więcej do nauczenia wyżej.
(ps. ale muszę sie pochwalić. Wczoraj pojechałem nad wodę i wdałem się w gadkę ze starszym gościem który zakołował łowić ryby. Oczywiście o motycklach mówiliśmy. Gość pokazał mi z komórki kilka zdjęć starego BSA :spoko: do którego szuka kilku srubek żeby był 100% oryginal.
No i gość nie kapnął że nie jestem anglikiem dopóki mu nie wspomniałem o dziadkowej WSK-a :obity: )

Autor:  Łełek [ 5 maja 2014, o 16:48 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Jak się używa to się poznaje, acz trzeba się liczyć ze słownictwem 'branżowym'. Dla przykładu, musiałem wyższej matematyki uczyć się prawie od zera, żeby złapać słówka, kontekst i przestawić lekko tok myślenia :)

Jak wcześniej pisałem, szczurkuję się w korpo, ale trochę poszukałem i mam takie jak chcę. Płacą uczciwie, wyzysk na niskim poziomie :P i nie muszę sobie bani katować. A z plusów, kilka nacji w zespole, z angielskim na wspólnym mianowniku. Za to pracuję z kilkudziesięcioma krajami i zawsze po angielsku. Poprawiła mi się umiejętność rozumienia na dziwnych akcentach. Żeby było zabawniej, angielski brytyjski jest prawie tak trudny jak hindusów, a najczystszy jest angielski niemiecki :)

Też siedzę w PL, też sobie radzę, też nie narzekam. Szczególnie przestałem narzekać po 2 tygodniach mieszkania w Indiach, jak zobaczyłem jak przejebane człowiek może mieć, jak nie przyfarci szerokością geograficzną miejsca urodzenia.


Aha, ja właśnie jestem takim mgr inż, który nie umie obsłużyć suwaka logarytmicznego :) Kiedyś dziadziuś pokazał jak mały byłem, ale już zapomniałem. W każdym razie chciałem tylko zauważyć, że czasy się trochę zmieniły i inżynier 20 lat temu nie jest równy inżynierowi z dzisiejszych czasów. Można być inżynierem z zakresu informatyki dla przykładu. To nadal jest inżynier.

Taka luźna dygresja. Dla mnie zawsze prawdziwym inżynierem będzie mój dziadziuś, który na gigantycznej desce kreślarskiej, za pomocą miliona ołówków, cyrkli i linijek, projektował różne instalacje. Cóż. Trzeba iść do przodu.


edit:
no dobra. trochę narzekam. po zimie się okazało, że łańcuch do wymiany, lagi się styrały, papeć tylny, przegląd... już przekroczyłem 2500zl.... :(

Autor:  Rozkosmany [ 5 maja 2014, o 17:52 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

My tutaj nie piliśmy do tego czy ktos da radę na stole kreślarskim bądź też nie. Raczej chodziło o to że jeżeli ktos jest np. inżynierem i chce zajmować stanowisko głównego mechanika w jakimś zakładzie to chyba powinien sobie poradzić z suwmiarką i nie pytać zwykłych roboli takich jak ja czym się różni łożysko toczne od ślizgowego. I to on na >odprawie< z rana powinien mówic co jest do zrobienia a nie pytać > co robimy?
Bo po kiego ch...... takie coś trzymac i opłacać? Skoro tylko zamęt wprowadza i głupa pali.
A pierwszy z brzegu spawacz myśli w tym czasie: k...... co za studia on skończył?

ed. a mnie mój dziadek nauczył tabliczki mnożenia na palcach. Przez to do dzisiaj nie znam jej na pamięć :hahaha: Że o jeżdżeniu suwakiem i wyciaganiu wyniów z patrzenia na kreski nie wspomnę :obity:
Papiery zaś na to co umię dobrze to mam z rusycystyki. Teoretycznie przynajmniej (ale chyba nie jest źle bo nawet z takimi gościami co siedzieli u nich w mamrze dogadam się bez problemu)
Taki mechanik maszyn i urządzeń ze mnie :hahaha:

A o kosztach motocykla to nawet nie mów. Co za cholerna skarbonka nooo. Ciągle coś sie kupuje, wymienia a i tak przeglądu nie przejdzie bo jakies zakichanie klocki sie starły i uszczelniacze na lagach ciekną.

Autor:  mirek [ 5 maja 2014, o 21:13 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Też myślałem, że jestem wyjątkiem. Do czasu. Dzisiaj widzę nieco szerzej a to co widzę nie napawa optymizmem.
Pracowałem prawie 13 lat w jednej firmie. Zarobki ok, kasa też nie najgorsza. Prezesom opylało się zamknąć. Poszedłem do innej firmy. Rok 2007, milion Polaków pojechał myć gary Angolom, pracodawcom się zrobiło trochę cieplutko i w ciągu roku wynegocjowałem 70% podwyżki. Ale Przyszedł tzw kryzys, zmieniło się kierownictwo i zaczęły się wałki i obcinanie zarobków. Miałem odpowiedzialność finansową a na wałki szefów nic nie mogłem poradzić. Kiedy w magazynie zaczęły pojawiać się braki na kwotę ok 700 000 "podziękowałem". Z początkami nerwicy ale wciąż w poczuciu "że jest dobrze" poszedłem do innej firmy. Chwalonej, jak to tam dobrze. I było dobrze, przez trzy miesiące. Po tym czasie zakład zmienił się w istny obóz pracy. Zarobki -60% i rotacja pracowników na takim poziomie, że jak wróciłem z urlopu to słyszałem że "nowy przyszedł". Okazało się że byłem tam weteranem-utrzymałem się 15 miesięcy. :spoko: Fala zwolnień, jakaś 1/3 załogi jednego dnia na bruk. To już chyba tsunami. :mrgreen: I zaczęło się szukanie pracy. :razz2: Dziesiątki CV, "przy moim doświadczeniu zawodowym nie będzie problemu." Hehe... dupa... Jeśli już ktoś coś zaproponował to najniższa krajowa. Warunki pracy urągające białemu człowiekowi... Skończyło się stażem. :mur:
Był tu niedawno jeden "wyjątek" z Warszawy. Przywiało go z powodu mojej koleżanki. Wrócił do domku po 2 miesiącach bo w zawodzie wyciągał max 1000 złociszy :-> Wrócił i dalej zarabia 8-10 tysi.
Jak ktoś jest bez "pleców" i wujka prezesa, jest zwykłym obywatelem a nie noblistą, to zapraszam do Kujawsko-Pomorskiego. :hahaha: I nie koniecznie do Bydgoszczy. Może być Nakło, Mrocza czy Koronowo... :obity:

Autor:  Jankoś [ 5 maja 2014, o 21:38 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Wcześniej było politycznie to teraz o pracy... Również nie mogę za bardzo narzekać. Można powiedzieć że nawet miałem szczęście, po ukończeniu technikum 5 m-cy stażu (na więcej Urząd Pracy nie miał środków) potem 2 miechy bezrobocia (bo zima była inaczej gdzieś bym się przy betoniarce załapał). Poskładałem CV w paru miejscach, w 1 przeszedłem pozytywnie etap weryfikacji jakieś testy + rozmowę kwalifikacyjną i już miałem zaczynać od 1 następnego miesiąca, gdy zadzwonili z innej firmy. Akurat 2 kobitki poszły rodzić dzieci a oni przypomnieli sobie, że leży u nich takie CV i się kurzy. Gdy zadzwonili akurat odśnieżałem dach domu, mało się nie zjeb*** z tego dachu. Momentalnie się ogarnąłem do rozmowy kwalifikacyjnej i jeszcze tego samego dnia dostałem pracę za biurkiem oczywiście prawie za najniższą krajową (ale zus i wszystko na legalu, więc od czegoś trzeba zacząć). Byłem i nadal jestem z siebie dumny, że dostałem robotę za wiedzę i umiejętności a nie po znajomości. Sprawdziłem się gdy wróciły kobitki które zastępowałem, dostawili biurko i otrzymałem umowę na czas nieokreślony. Ale żeby nie było za pięknie to nie jest prywatna firma więc część osób pracuje bo miało "plecy" a jakieś umiejętności do pracy na danym stanowisku nabyło potem. Na początku byłem młody, głupi, chciałem pomóc innym, coś zmienić na lepsze. Dasz palec wezmą rękę... Teraz robię swoje i się za bardzo nie wychylam bo nikt tego nie doceni. Pracuje tam już ponad 4 lata i jako jedyny z dawnej całej klasy mam robotę w zawodzie. Nigdy nie narzekałem na swoją pracę i na szefa, tylko na wynagrodzenia :P . Zasada jest taka "szanuj szefa swego bo możesz mieć gorszego :obity:
Teraz kończę studia będę miał papier + trochę tego doświadczenia zawodowego i zobaczymy co dalej... Najbardziej boimy się coś zmieniać w życiu, tudzież pracę/miejsce zamieszkania. Dopiero jak zostajemy zmuszeni do zmian. Zazwyczaj tkwimy gdzieś i narzekamy, a może warto poszukać czegoś lepszego...
Również uważam, że ktoś z głową na karku i 2 rękoma do pracy, bez pleców i ustawionej rodziny jakoś sobie w Polsce poradzi, ale kokosów niech nie oczekuje, a na wszystko będzie musiał ciężko zapracować :)
Co mnie bolało to pisałem wcześniej, a propos rynku pracy to boli mnie tylko obsadzanie urzędów i tego typu instytucji po znajomościach zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Jeśli ktoś jest rzeczywiście kompetentny to spoko, gorzej jeśli w szkole miał dwóje może tróje, może nawet nie ma studiów, a raptem jest najlepszym kandydatem spośród wielu. 2 rzeczą jest przyspawanie się emerytów do foteli, mają emeryturę jeszcze sobie dorabiają, a wielu młodych musi szukać pracy za granicą.
Co do tych, którzy nie wiele z siebie dają a roszczenia mają duże to faktycznie przyznaję Wam racje, że coraz więcej takich... Nawet po studiach, ale często tam uczą tego co w życiu jest nie przydatne i spróbuj teraz kogoś znaleźć bez papierka

Kończę bo popłynąłem jak Rozkosmany :silent:

Autor:  Łełek [ 6 maja 2014, o 10:51 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Mirek, faktycznie powinniśmy zacząć od ustalenia kto gdzie mieszka. Może się okazać, że paru kolegów (i ja), którzy piszemy, że 'nie jest źle', tak naprawdę siedzimy w jakiś Warszawach, Wrocławiach, Krakowach czy Poznaniach :)

Autor:  awdam [ 6 maja 2014, o 11:46 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Ja nie narzekający deklaruje Warszawe. Jak jest w mniejszysz miejscowościach nie wiem ale podejrzewam że ciężko, jak nie bardzo ciężko.

Autor:  Jamez [ 6 maja 2014, o 22:45 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

oczywiste jest że w miastach powiatowych, szczególnie w niektórych województwach, jest beznadziejnie. No ale to nie oznacza, że nie ma się kompletnie szansy na pracę - jeśli tylko ktoś nie jest przywiązany z poważnych powodów do miejsca z którego pochodzi, to wyjazd "za pracą" wydaje się czymś naturalnym. Zwróćcie uwagę na kraje zachodu (choć jestem ostatnim do podawania ich jako wzró, uważam że u nas jest w wielu aspektach dużo ciekawiej) - w DE ludzie potrafią dojeżdżać do pracy po 100 i więcej km (wiem, autostrady), w USA jazda za pracą jest czymś naturalnym (co też widać w jakości och domów ;) ).
Także oczywiście można siedzieć i narzekać jeśli się nie próbowało. Ale byłoby uczciwiej - również wobec siebie - rozważyć różne możliwości.

Kuba

p.s. z ciekawostek z rozmów rekrutacyjnych pytanie kandydata (innego niż taki który był po studiach a przyprowadziła go mama): "przepraszam, a w jakiej ja właściwie firmie jestem, bo tyle CV wysyłałem...?"

Autor:  Słoniu [ 7 maja 2014, o 06:12 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Pracuję w stolicy, na robotę nie narzekam bo wysokie zarobki i dojeżdżam autem w 35 minut. Wykształcenie średnie techniczne, studia dopiero kończę w czerwcu.

Ale jak usłyszałem od kolegi, że w tej samej branży w Nowej Zelandii dostawał 60 dolców nowozelandzkich za godzinę pracy to dostałem bólu dupy.

Autor:  SVRider [ 7 maja 2014, o 07:09 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Coś w tej rzeczy musi być. Ostatnio szukałem kilku pracowników do pomocy, branża stricte informatyczna, ale praca nie wymagała żadnej znajomości hardware, software itd. Na 20 kandydatów żaden nie przebrnął przez proste zadanie, które testowało terminowość i zaangażowanie oraz ogólną chęć do pracy. Zgłaszali się studenci, ludzie po studiach itd. Żaden nie wysłał raportu, wymigując się itd. Na szczęście ja tak samo zrobiłem z zapłatą ;)

Dla porównania, na tym samym stanowisku mam 5 pracowników, którzy nie narzekają, dostają co miesiąc wynagrodzenie bliskie średniej krajowej i jakoś dają radę, mimo, że robią dokładnie to, co testowani ludzie. Bezrobocia nie ma, jest za to podejście leserstwa, które na szczęście można łatwo zweryfikować ;) A zwykle narzekają ci, co dużo chcą nie dając nic w zamian. Niestety, PRL minął i za stanie lub leżenie nikt nie zapłaci 2 tysiące (no chyba, że prostytutce).

Autor:  mirek [ 7 maja 2014, o 21:03 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

Tak ode mnie to powiem tylko że nie chodzi mi o narzekanie, a raczej stwierdzenie faktu. Wiele osób mówi "ja mam dobrze o co wam chodzi". I tu jest problem. Jakbym rządu słuchał. A trzeba spojrzeć trochę dalej niż czubek własnego nosa. Sam obecnie w teorii mam teraz nieźle. Słowo klucz TERAZ. Mała przygoda z zeszłego roku:
W pracy poczułem się trochę słabo. Usiadłem, pojawiła się utrata mowy i chwilowy brak przytomności. Już w karetce stwierdzono migotanie przedsionków. W szpitalu okazało się że nie mogę chodzić. Góra trzy kroki i lecę w lewo na ryj. W międzyczasie pojawiły się wymioty. Tak rzygałem, że myślałem że własną dupę wyrzygam. :smutas: I tak do rana. W międzyczasie jakieś badania. Rano posadzili mnie na wózek i na jakieś prześwietlenie. Sanitariusz musiał gdzieś iść więc kazał czekać i dał papiery do łapy. Czytam... KU...A CO? Diagnoza: "Udar mózgu L" Znowu prawie nie padłem z wrażenia. :) Zobaczyłem swoją przyszłość. Zero motocykli, problemy z poruszaniem i sedno mojego wywodu, praca. Stróż nocny w markecie czy ZUS? Zakładając, że ZUS mnie nie uzdrowi to dostane rentę. I tu drodzy zadowoleni z teraźniejszości, jaką rentę mógłbym dostać? 500? 600? Wylizałem się, ale prawdopodobieństwo powtórki jest podobno 20%. Sporo, a drugi raz mogę się już nie wywinąć. :niee:
Łapiecie już o czym mowa? ;)

Autor:  mirek [ 7 maja 2014, o 21:21 ]
Tytuł:  Re: Praca w Polsce

SVRider napisał(a):
Niestety, PRL minął i za stanie lub leżenie nikt nie zapłaci 2 tysiące (no chyba, że prostytutce).

Tak z ciekawości, ile masz lat że pamiętasz PRL?
SVRider napisał(a):
Bezrobocia nie ma, jest za to podejście leserstwa, które na szczęście można łatwo zweryfikować

Nie wiem jak obecnie ale latem w Bydgoszczy wynosiło 28%. Uważasz, że to same nygusy? :)
SVRider napisał(a):
A zwykle narzekają ci, co dużo chcą nie dając nic w zamian.

Przykład z poprzedniej pracy. Ludzie pracują na dwie zmiany , pon-piątek. Zarabiają ok 2,5 na łapkę. Firma łapie mega zlecenie, dochodzą soboty, ludzie zarabiają ok 3 tysi. Po trzech miesiącach "stawka -10 %" , to był akord, zapomniałem dodać. Ludzie smutni ale tyrają dalej. Po 2 miesiącach "stawki - 10%" . Dramat. Kobieta pyta "to jak mamy zarobić?" Odpowiedz "musicie więcej pracować". Jak mnie stamtąd wywalali wprowadzono czterobrygadówkę. Niuansik taki, że bez wolnego, jak uzbierało się 3-4 dni w miesiącu to był sukces. Zarobki spadły do 1400 złotych. Ludzie wymiękali, zwalniali się, komentarze kierownictwa: "nie chce im się pracować". Nie muszę mówić że szefów w weekendy w pracy nie było. I kiedy kierownictwo w poniedziałek rano stawiało się w robocie wypoczęte po żaglach na mazurach albo nartach w Alpach, pracownicy rozpoczynali kolejny siedmiodniowy maraton. I też słyszałem hasła w stylu" dajcie coś od siebie to dostaniecie".
SVRider, to nic osobistego wobec Ciebie, to tylko mała anegdotka z życia wzięta. :piwo:

Strona 4 z 5 Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
http://www.phpbb.com/