Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest 19 kwi 2024, o 04:50



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 53 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona
Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja] 
Autor Wiadomość
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 02:22
Posty: 7755
Lokalizacja: WPR
Płeć: mężczyzna
Moto: TT1050
Post Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Przygotowania do wyjazdu trwały od dawna. Od roku czytaliśmy różne relacje, szukając ciekawych i wartych odwiedzenia miejsc w Chorwacji. Wiele wieczorów spędziliśmy zachwycając się cudzymi zdjęciami i planując naszą własną pierwszą daleką wyprawę. Im bliżej wyjazdu tym dłuższa była lista rzeczy, które należy załatwić, skompletować, spakować. Ubezpieczenia, zielona karta, paszporty, mapy, awaryjne kontakty i adresy. Apteczka, narzędzia, żarcie, ubrania. Aż dziw, że udało się to wszystko upchnąć w 3 kufry.

Obrazek

Dzień 1 – 646km Pruszków - Mikulov

Pobudka o 6 rano, poranna odprawa, ostatnie dopakowywanie kufrów i o 7:45 wyruszamy z Pruszkowa. Pogoda super na jazdę – 14 stopni rano, słonecznie, wieczorem temp. wzrosła do 19st. Po 2 godzinach robimy pierwszy postój w Częstochowie. Tankujemy motocykl, Sylwia aplikuje sobie gorącą kawę, żeby trochę się rozbudzić (kilka razy zasnęła mi na plecach) i jazda dalej na południe. Po drodze przypominam sobie, że zapomnieliśmy zabrać żółtych kamizelek, które niestety w Czechach są obowiązkowe. Szukając po stacjach benzynowych stroju bobofruta (wszędzie mają pomarańczowe kamizelki, a żółtych jak na lekarstwo), przypadkiem trafiamy na ciekawy billboard:

Obrazek

A po chwili jesteśmy za granicą. Nie wiedziałem jakie panują tu zwyczaje jeśli chodzi o prędkość jazdy, więc początkowo starałem się jechać grzecznie. Niestety długo się tak nie da i po kilkudziesięciu kilometrach powróciliśmy do normalnego tempa podróży ;) Czesi nie szaleją na drogach, ale normą jest, że kolumna pojazdów jedzie 30km/h szybciej niż znaki nakazują, normą też są xenony w motocyklach. Ale pierwsze co rzuca się w oczy na tamtejszych drogach, to panujące pustki. 3-pasmowa autostrada i oprócz nas może 1 samochód w lusterku, kolejny kilkaset metrów przed nami. I to wszystko. Tak to można sobie podróżować  W międzyczasie zrobiła się pora obiadowa i stwierdziliśmy, że najwyższy czas zjechać z głównej trasy do jakiegoś miasteczka – padło na Olomuc. Na starówce spotkaliśmy trampka na polskich blachach z naklejką „motocykle są wszędzie” na kufrze, więc zostawiliśmy DL tuż obok i poszliśmy na obiad. Kolejne kilometry równie „pasjonujące” jak i poprzednie. Dobra droga, mały ruch, widoki takie sobie. Pewnie dlatego Sylwia notorycznie mi przysypiała z tyłu. Tylko tym razem już nie urządzała sobie półki na kask na moim ramieniu, więc nawet nie wiedziałem, że śpi oparta o kufer – przyznała się jędza dopiero wieczorem ;) Zgodnie z planem późnym popołudniem dojechaliśmy do Mikulova, gdzie zaplanowaliśmy nocleg. Jak przez cały dzień nie spotykaliśmy prawie wcale motocyklistów, tak tu jest ich cała masa. Może gdzieś w okolicy są fajne winkle? :D Miasteczko aż roi się od pensjonatów i hotelików. Niestety gdzie nie zapytaliśmy, wszędzie wszystko zajęte. Dopiero w którymś z rzędu pensjonacie dowiadujemy się, że akurat trafiliśmy na lokalne święto wina oraz odbywający się jednocześnie zlot motocyklowy – stąd problem z kwaterami i takie nasilenie jednośladów w okolicy. W efekcie wylądowaliśmy w hoteliku na przedmieściach Mikulova. Cenę pokoju rekompensują trochę 2 gratisowe butelki lokalnego półwytrawnego. Szybki prysznic, wino z gwinta lub blaszanego kubka i idziemy w miasto. Jak na święto wina, to było zadziwiająco cicho i spokojnie – sobota, godzina 20 i knajpy pozamykane, ludzi brak, za to był otwarty sklep z kosiarkami. Są kosiarki, jest impreza :D Nie wiem jak Czesi świętują, ale chyba ciut inaczej niż my. Połaziliśmy po starówce, po zamku i wróciliśmy do hotelu.

Obrazek

Dzień 2 – 639km Mikulov - Senj

Wyjazd o 9 rano, po chwili przekroczyliśmy austriacką granicę, gdzie orżnęli nas na winietkach. Akurat nie było motocyklowych i musieliśmy kupić samochodowe – 2 razy droższe. Równo o 10 wjechaliśmy do Wiednia. Pogoda nadal przyjemna – 16 stopni rano, wciąż nie pada  Wiedeń obejrzeliśmy na szybko z siedzenia V-stroma, zajęło nam to może z godzinę i dalej na autostradę. Autostrada jak autostrada – kilkupasmowa, równa i nudna. Jedyny świetny odcinek był gdzieś w połowie drogi między Wiedniem i Grazem – przejazd przez góry. Kilkadziesiąt kilometrów szybkich łuków (takich po 140-160km/h - ja, fantastiś tempo Helmut!), super widoki, kapitalny asfalt. Przyczepił się tam do nas goldwing, ale jakoś w międzyczasie zniknął w lusterku, chyba winkle to nie jego żywioł :P Później znowu nudna autostrada aż do samej granicy ze Słowenią. Ze względu na drogie winiety w tym kraju zdecydowaliśmy, że całe 60km przez Słowenię przejedziemy bocznymi dróżkami i poczułem się jak w Bieszczadach – zielone pagórki oraz wąska droga z nierównym, łatanym asfaltem. Idealnie ten sam krajobraz. Uniknięcie autostrady nie jest znowu takie łatwe – wszystkie znaki kierują właśnie na nią, a żeby ją ominąć, trzeba się nieźle nakombinować. Odcinek od granicy do Mariboru to jakaś tragedia – ciągłe nawrotki, masa rond, jakieś tunele, znowu nawrotki. Istne labirynty. Gdyby nie nawigacja, to pewnie nadal bym się tam kręcił próbując znaleźć właściwą drogę :D Na szczęście bez większych przygód docieramy bezproblemowo do Chorwacji i z krajobrazu Bieszczad zrobił się krajobraz rodem z Avatara. Jeszcze bardziej zielono, bujna roślinność, no faktycznie całkiem ładnie zapowiada się ten kraj :D Drogi super, ludzie najnormalniej w świecie cisną tyle, ile fabryka dała. Autostrada wiedzie przez góry i jest to kolejny miły odcinek – łuki jeszcze szybsze niż w Austrii (tym razem koło 170km/h) i coraz ładniejsze widoki. Pierwszy postój na tankowanie i co widzimy?

Obrazek

Tylko co znaczy „zalogaj”? Aż strach się domyślać… :D Po chwili zjeżdżamy w podrzędną drogę, wspinamy się na przełęcz Vratnik i pierwszy raz doświadczamy niesamowicie mocnego wiatru, który jest tu normą. Ale widok zapiera dech w piersiach.

Obrazek
Obrazek

Ostatnie 20km serpentyn i jesteśmy w Senj. Początkowo chciałem zrobić rundkę po całym mieście, żeby rozeznać się co gdzie jest i zobaczyć gdzie szukać noclegu. Od razu przy wjeździe do miasta przykleiła się do nas wściekle zielona skoda felicia. Gość niesamowicie musiał ją cisnąć, by nadążyć za nami jadąc pod górę, ale nie odpuszczał ani na chwilę. Kiedy zatrzymaliśmy się na światłach, zajechał nam drogę, otworzył szybę i pyta się po polsku:
- A pokoju to wy nie chcecie?
- No jasne, że chcemy!
- No to jedźcie za mną.
I w ten sposób o 19 rozłożyliśmy graty w 2 pokojowym apartamencie z kuchnią, łazienką, tarasem i rudym kotem na wyposażeniu :) Sylwia była wniebowzięta :P

Obrazek
Obrazek

Do centrum rzut beretem, z tarasu widok na morze i twierdzę Nehaj, jest super.

Obrazek

Wieczorem połaziliśmy jeszcze po mieście, obejrzeliśmy port i przetestowaliśmy pierwsze chorwackie piwka.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Takie sporty to ja rozumiem :D Wracając do domu chciałem nieco skrócić drogę, w efekcie wylądowaliśmy w jakimś gęstym lesie i całkiem przypadkiem doszliśmy do samej twierdzy. Niestety (nie wiedzieć czemu) o północy nie wpuszczali już zwiedzających :P

Dzień 3 – 241km Senj - Jeziora Plitvickie - Senj

Wyjazd o 9 rano, kierunek Vratnik.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Tuż po przejechaniu przełęczy wjechaliśmy w góry i… w chmurę. Nie mgłę, chmurę! Widoczność może ze 20m przed siebie, krajobraz iście bajkowy. Pięknie, tyle że wilgotno. Po 20-30km takiej jazdy mamy przesiąknięte ciuchy i jakoś tak zimno się zrobiło :P Na szczęście po zjechaniu w niższe rejony pogoda wróciła do słonecznej normy. Ok. 30km od Plitvic, gdzie się kierowaliśmy, GPS zrobił nam psikusa. Można było jechać albo główną drogą, albo skrótem przez las. Nawigacja początkowo wyznaczyła trasę po głównej drodze, a w trakcie zdecydowała się na wariant leśny. Asfalt wąski, trochę dziurawy, ale przecież mamy „turystyczne ęduro”, więc to coś akurat dla nas :D Dróżka wije się wzdłuż koryta rzeki, dziury, łaty, miejscami szuter zamiast asfaltu, jakieś błotko. Po drodze trafiła się nawet maleńka wieś. Chorwacja dość szybko pozbierała się po wojnie, ale w takich miejscach widać doskonale jej skutki. Spalone lub częściowo zburzone domy, znaki drogowe z dziurami po kulach i ludzie, którzy powoli starają się to odbudowywać. Po 8km tej drogi naszym oczom ukazuje się stojący w poprzek szlaban i znak stop. Ominąć się nie da, bo z lewej stromo w dół, a z prawej stromo w górę. Kłódka i łańcuch też niestety wyglądają solidnie. A przez las przebijają się już jeziora, do których zmierzamy.

Obrazek

No nic, trzeba zawrócić. Więc znowu 8km w żółwim tempie i wracamy na główną drogę. W Plitvicach parking dla motocykli jest darmowy. Bilety wstępu do parku narodowego są po 80kn/os, ale można je śmiało olać. W cenie biletu jest wstęp do parku, możliwość przejechania kilku odcinków busami zamiast na pieszo i rejs stateczkiem po jeziorze. Nikt ich nigdzie nie sprawdzał, można śmiało korzystać z tego wszystkiego na krzywy ryj, my niestety tego nie wiedzieliśmy :P W parku jest wyznaczonych kilka szlaków, prowadzących po najciekawszych zakątkach. Warto sobie zarezerwować na to cały dzień, bo widoki są rewelacyjne.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzień 4 – 314km Senj - Pag - Zadar - Senj

Dzisiejszym celem jest wyspa Pag i miasto Zadar. Wyjazd z Senj rano na południe trasą nr 8 czyli Jadranską Magistralą. Po 50km zakrętów odbijamy w prawo na prom (30kn/moto + 2x17kn/os).

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

15min na promie i już jesteśmy na Pagu. Zdecydowanie czuć, że nadal jest tu lato. Krajobraz na wyspie iście księżycowy. Droga wije się pomiędzy kamieniami, skałami, gdzieniegdzie murkami chroniącymi przed wiatrem. Kamienie, kamienie, owce, kozy, kamienie, dziwka przy drodze, kamienie. Odludzie takie, że kozy dupami szczekają. Dopiero pod koniec wyspy znajduje się miasto Pag, chętnie odwiedzane przez turystów.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Przejeżdżamy przez most i już na stałym lądzie kierujemy się do Zadaru. Jest tu zdecydowanie jeszcze cieplej. Z atrakcji miejskich to cała masa zabytkowych budowli, wielki port z pięknymi jachtami, pomnik słońca i organy morskie z wygrywaną przez fale muzyką. No i wszędzie drogo jak cholera.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Z Zadaru do Senj wracamy drogą nr 8 co oznacza 150km winkli :D Głównie bieg 4, 3 i 5 rzadziej, jeszcze rzadziej 2 i 6. Opony prawie pozamykane, pod koniec trasy jedziemy praktycznie na autopilocie. Zero widoczności, ale bazując na oznaczeniach zakrętów i wierząc, że za zakrętem nie będzie niespodzianek, docieramy do domu. A w Senju oczywiście po staremu – zimno i wietrznie :P

Dzień 5 - 371km Senj - Krk - Cres - Pula - Pazin - Senj

Dziś wyjeżdżamy z Senj również trasą nr 8, lecz na północ, w kierunku Rijeki. Odbijamy z trasy w lewo na Krcki most, jeszcze tyko opłata za przejazd i już jesteśmy na wyspie.

Obrazek
Obrazek

Szybka rundka przez Krk i lądujemy na nabrzeżu, czekając na prom na wyspę Cres.

Obrazek
Obrazek

Kolejne pół godziny na wodzie i lądujemy na Cresie. Znowu szybka rundka przez wyspę, znowu prom i w ten sposób wreszcie dostajemy się na Istrię – nasz dzisiejszy cel podróży. Niestety na promie byliśmy dość daleko od pole position, więc razem z austriackimi motocyklistami musimy jechać w tempie wszystkich samochodów campingowych. Wreszcie udaje się wyprzedzić całą tą karawanę i co? Nawrotka. Ot taki psikus od nawigacji, zmieniła zdanie. No to wracamy i znowu widzimy przed sobą niemiecki samochód z kajakiem na dachu i przyczepą kampingową. Po iluś tam kilometrach trafia się jakiś odcinek z widocznością wystarczającą do wyprzedzenia, uff. Później chyba musieliśmy zjechać na tankowanie. Nie wiem jak to się stało, ale znowu wylądowaliśmy na tyłach tej zawalidrogi z kajakiem. Łącznie tego dnia wyprzedzałem go 3 razy, na koniec Sylwia już z pod kasku słyszała jak wkur...zdenerwowany darłem się coś o je**nych Niemcach w je**nych przyczepach kempingowych i zemście za Grunwald :P Wreszcie docieramy do Puli. Zwiedzamy miasto - rzymski teatr, koloseum oraz inne zabytki.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Późno się już robi, więc aby zaoszczędzić trochę czasu, wracamy do domu autostradą. Po drodze zatrzymujemy się tylko w Pazinie – jest tam zamek, a u jego podnóży pazińska jama czyli jaskinia, w której kończy swój bieg rzeka. Pod zamkiem znajdują się 2 podziemne jeziora, raz na kilkanaście lat gdy mocniej popada, ponoć widać wodę z powierzchni ziemi.

Obrazek

Wracamy na drogę i kierujemy się przez Rijekę do Senj. Chorwaccy kierowcy kolejny raz pokazują nam, że ludzka głupota nie zna granic. Nie wiem skąd u nich takie frustracje (jakieś kompleksy czy co?), ale jak widzą przed sobą obcokrajowca, to muszą pokazać, że jeżdżą szybciej. Chociaż widoczności zero (ciągle zakręty), wszyscy jedziemy w długim sznurku z tą samą prędkością, to musi taki matoł wyprzedzić, wepchnąć się i zajechać drogę, przyciąć po hamulcach i skręcić w lewo. Wyprzedzanie na chama połączone ze spychaniem motocyklisty na prawo to norma. Może oni traktują tak po prostu motocyklistów, a nie przyjezdnych? Ale najlepszy popis to dał jakiś burak w „tuningowanym” punto z naklejkami sparco i pajonier na szybie. Jak go wyprzedziłem, to widocznie obraziłem tym jego całą rodzinę i dziadek się w grobie przewracał. Więc sparco-punto jechał za mną 20km, aż w końcu udało mu się obronić honor, wyprzedzić mnie z powrotem i... zawrócić na pierwszym możliwym zjeździe. Widocznie kolesiowi było nie po drodze jechać w moim kierunku, więc tylko wyprzedził (pokazał kto tu rządzi) i wrócił :D

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jeszcze ostatnich kilka kilometrów i znowu jesteśmy w Senj. A tu znowu zimno i wietrznie, faktycznie to najzimniejsze miasto Chorwacji. Na szczęście jutro spadamy daleko na południe :D Wieczorem szturmujemy jeszcze raz twierdzę Nehaj, tym razem na V-stromie. A po powrocie na kwaterę znajdujemy na podwórku 2 słoweńskie motocykle. Nie pogadaliśmy zbyt wiele z właścicielami, bo gdy my przyszliśmy, oni właśnie wychodzili. Mąż na GS, żona na TDM i właśnie zaczynają swoją podróż po Chorwacji :)

Obrazek
Obrazek

Dzień 6 – 368km Senj - Tucepi

Bez żalu żegnamy zimne miasto i przez Vratnik kierujemy się na szosę nr 1. Znowu lądujemy w chmurze. Tym razem nie aż tak gęstej, ale wystarczająco by znowu nas przemoczyć.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Na szczęście z każdym kilometrem na południe jest coraz cieplej. Widoki piękne – do wyboru góry, gęste lasy, wypalona sawanna i pola czerwonych paproci. A do tego zerowy ruch, pojedyncze samochody mijamy raz na kilka minut. Na 1-ce nie ma też za dużo stacji benzynowych. Jak już się jakąś trafi, to trzeba lać pod korek, bo następna może być za 100km. Po drodze napotykamy za to sporo kontroli drogowych pilnujących prędkości w małych miejscowościach. Na szczęście lokalesi bezbłędnie ostrzegają przed każdą jedną kontrolą. Albo mrugają światłami albo pokazują ręką by przyhamować, nawet jeśli do najbliższej wioski i kontroli jeszcze z 10km. Większy ruch zaczyna się dopiero przed Splitem. Od splitu jedziemy już 8-ką wzdłuż morza. Po przejechaniu całej Riviery Makarskiej i dojechaniu do Tucepi zgodnie z Sylwią stwierdzamy, że to właśnie w tym miasteczku z całej riviery podoba nam się najbardziej. Szybko znajdujemy sobie spanie i od razu lecimy na plażę :)

Obrazek
Obrazek

Dzień 7 – 12km Tucepi - Makarska - Tucepi

Pierwszy dzień, kiedy po prostu się opierdzielamy. Od rana byczenie na plaży. Morze już nieco zimne i zadziwiająco słone. Sylwia na razie nie daje się namówić na pływanie, ja za to łapię w morzu jeżowca – raz w palec i 2 razy w piętę. Buty do pływania najwyraźniej nie dają pełnej ochrony (1 kolec w pięcie mam do dnia dzisiejszego :P).

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po południu jedziemy do Makarskiej na lody. Miasteczko całkiem spore, dużo ludzi ale bardzo mała i spokojna plaża. Za to roi się tam od straganów (jak targowisko pod Gubałówką, tylko zamiast ciupag mają maski do nurkowania, a reszta asortymentu na tym samym poziomie :P).

Obrazek
Obrazek

Ciekawe czemu tej pani świeci się prawy cycek... :P

Obrazek
Obrazek

Wieczorkiem piwko na balkonie i nudle instant, połączone z konkursem sprawnościowym – czyli kto trafi kluskami w niemieckiego opla zaparkowanego na dole :P

Obrazek

Dzień 8 – 154km Tucepi - Split - Tucepi

Pomimo chmur i ogólnie mało ciekawej aury, decydujemy się jechać do Splitu. Split jest ciasny, zapchany, zatłoczony, kiepsko oznaczony i co najgorsze mokry. Wszystkie parkingi pozajmowane, chodniki, ulice, niezależnie od zakazów czy nakazów – wszędzie stoją samochody skutecznie ograniczając przejazd innym. Ponieważ z „mało ciekawej aury” zrobiło się w międzyczasie „leje jak cholera”, to całkiem odchodzi nam ochota na zwiedzanie. Parę kółek po mieście na motocyklu i wracamy do domu. Tu pogoda ciut lepsza, wiec poszliśmy na spacer, niestety zaraz znowu zaczęło lać, więc już 2-gi komplet ciuchów mamy tego dnia całkiem przemoczony. I to by było na tyle atrakcji.

Dzień 9 – 12km Tucepi - Makarska - Tucepi

Obrazek

W nocy leje, od rana leje, wreszcie koło południa zaczyna się rozpogadzać. Żeby jechać gdzieś dalej i zwiedzać, jest już za późno, więc wybieramy kierunek – plaża. Przypadkiem lądujemy na plaży nudystów, skąd niezwłocznie przerażeni uciekamy :P W międzyczasie pięknie się wypogodziło, więc do 18 pływamy i grzejemy tyłki. Po 2 dniowych opadach woda nie jest już ani niebieska, ani przejrzysta – szara jak Bałtyk i bardzo duże fale. Wieczorem jedziemy sobie znowu do Makarskiej, bo Tucepi złaziliśmy już wzdłuż i wszerz 2 razy :P

Koniec części pierwszej, a część druga jest kilka postów niżej :)

_________________
Triumph Tiger 1050 << bikepics


17 paź 2010, o 11:41
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 11:38
Posty: 974
Lokalizacja: Szczecin/Pyrzyce
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
achhhh zdjęcia i opis marzenie ..........

_________________
SV 650 S 2005 r


17 paź 2010, o 12:45
Zobacz profil
chef master
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 07:59
Posty: 1008
Lokalizacja: Pruszków
Płeć: mężczyzna
Moto: pies w budowie 929:)
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Już myślałem że zapomnieliscie o relacji. Jak się ogląda zdjecia i czyta opisy to aż chce się jechać na takie wakacje, kto wie może za rok..., chociaż chyba sam bym się nie odważył w taką daleką podróż. Czekamy na dalszy ciąg :).

_________________
GG:6047566
SV650K2----> CBR 929 Y


17 paź 2010, o 13:37
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 lut 2010, o 23:49
Posty: 500
Lokalizacja: München
Płeć: mężczyzna
Moto: Morini
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Opis pierwsza klasa, fotki również. Chętnie bym taka relacje w gazecie widział choć zajmowałaby pewnie zbyt wiele miejsca.
Oby więcej takich!


17 paź 2010, o 15:20
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 lut 2010, o 23:48
Posty: 449
Lokalizacja: WH ....
Płeć: mężczyzna
Moto: Honda VTR 1000F
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Miło sobie przypomnieć te przepiękne rejony Chorwacji. Czekamy na c.d. :mrgreen:
A jeśli chodzi o cycka tej pani to też go macałem ;P dlatego taki wyślizgany :D

_________________
Honda VTR 1000F, Suzana SV650S moja była :-(
Obrazek


17 paź 2010, o 15:37
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 02:22
Posty: 7755
Lokalizacja: WPR
Płeć: mężczyzna
Moto: TT1050
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Część druga:

Dzień 10 - 391km Tucepi - Jeziora Krka - Tucepi

Pobudka o 7:30 i nareszcie pogoda jest taka, jaka być powinna. Piękne słońce, bezchmurne niebo i tęcza nad morzem. Chociaż Sylwia protestuje, to pakuję do kufra nasze kondomy przeciwdeszczowe i ruszamy w stronę parku narodowego Krka. Po kilku kilometrach pierwszy leciutki deszcz. Sylwia od razu zakłada kombinezon przeciwdeszczowy, ja wolę bez, bo szybciej wyschnę w trakcie jazdy, a tak się tylko będę kisił w gumowym kubraczku. Jedynie dla bezpieczeństwa ubieram nawigację w innowacyjny pokrowiec przeciwdeszczowy Durex extra safe i jedziemy dalej.

Obrazek

Po chwili przestaje padać, mamy kilkadziesiąt kilometrów spokoju, aż 30km przed Krka zaczyna lać. Jesteśmy na totalnym pustkowiu, nic pod czym można by się schować i przeczekać ulewę. W końcu trafiamy na 1 częściowo zburzony dom, drzewo i stojącą obok naczepę od TIRa. Pomimo kombiaków przeciwdeszczowych wszystko mamy mokre (tak to jest jak się je zakłada w trakcie ulewy). Po kilkunastu minutach spędzonych pod naczepą dochodzimy do wniosku, że chyba nie przestanie szybko padać, bo czarne chmury pokrywają całe niebo po horyzont, w każdym kierunku. Ale że do domu mamy mocno ponad 100km, do Krka już tylko 30, a i tak jesteśmy cali mokrzy, to w deszcz ruszamy dalej. No i to był dobry pomysł, bo po przejechaniu kolejnego pasma górskiego, przestało padać. Na parkingu przy wejściu do parku narodowego parkujemy obok czerwonej VFR z Grudziądza, niestety załogi brak. Bilety do parku narodowego to 95kn/os (80kn/studenci i dzieci) i gówno jest w ich cenie – wstęp do parku i przejazd busem 800m (można ten odcinek iść pieszo). Potem godzinny pieszy spacer ścieżką wyznaczoną wokół jezior i już. Można było jeszcze wybrać rejs statkiem, ale to 100-170kn/os i rejsy są po 2,5, 3 i 3,5 godz., a weszliśmy do parku po 14, trochę późno i trochę drogo.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Przy wodospadach są też resztki pierwszej w Europie, a drugiej na świecie elektrowni wodnej. Niestety nie bardzo jest co zwiedzać - jakiś kawałek muru, jakaś turbina obok niego i to wszystko. Powiem szczerze, że gdybym wcześniej wiedział jakie atrakcje tu na nas czekają, to odpuściłbym sobie wycieczkę. Krajobrazy w stylu Jezior Plitvickich, ale nie robią aż takiego wrażenia, teren jest o wiele mniejszy, słabo zagospodarowany, a opłaty zwalają z nóg. W Plitvicach widoki są lepsze, bilety tańsze i w ich cenie jest już rejs stateczkiem, a do tego łazić można cały dzień, a nie godzinę ;) Po spacerze na parkingu spotykamy załogę VFR. Wymieniamy się doświadczeniami i po niedługim czasie decydujemy, że ruszamy we czwórkę w kierunku klasztoru na wyspie Visovac, a następnie na Roski Slap.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wodospad roski slap jest mocno przereklamowany, ale za to droga do niego prowadząca jest wspaniała. Kaniony, rozpadliny, przełęcze, winkle – bajka. Niestety zrobiło się już bardzo późno, więc VFRkowicze zostają w Skradinie na obiedzie skąd do swojej kwatery mają kilka km, a my ruszamy w stronę naszych noclegów – niecałe 200km, a robi się już ciemno. 150km po górach robimy już całkiem po nocy. Do dupy taka jazda. Całe szczęście mieliśmy nawigację, bo oznaczenia dróg były słabe. Przy okazji dowiadujemy się co aktualnie jest w modzie, jeśli chodzi o tamtejszy agro-tuning. Po zmroku lokalesi odpalają wszystko co świeci – reflektory przeciwmgielne, dalekosiężne, diody, xenony. Za to oszczędzają prąd i żarówki nie używając prawie wcale kierunkowskazów. Do domu dotarliśmy wreszcie koło 22.

Dzień 11 – 312km Tucepi - Dubrovnik - Tucepi

Pobudka bladym świtem. Pogoda super, prognoza super, więc lecimy do Dubrovnika. 150km trasą nr 8 wzdłuż morza, przejazd przez Bośnię, 2 godzinki i jesteśmy na miejscu.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Stare miasto otaczają mury. Wejście na nie to koszt 70kn/osoba dorosła (30kn/studenci i dzieci), więc całkiem sporo, ale można tak obejść cały Dubrovnik dookoła, obejrzeć z góry, warto.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Później jeszcze trochę połaziliśmy po starym mieście, na koniec objazd całego miasta na motocyklu i z powrotem do domu. Kraina tysiąca zakrętów jak nic. Lokalni motocykliści traktują drogę nr 8 jak tor, aż miło popatrzeć jak latają na kolanie po zakrętach. Na wieczór docieramy z powrotem do Tucepi i rozpakowując kufer pod domem, widzę przejeżdżającą obok znajomą parę Słoweńców (BMW & TDM) :)

Dzień 12 – 71km Tucepi - Baśka Voda - Tucepi

W sumie to nie bardzo wiem, jak nakręciliśmy aż tyle, kręcąc się tylko po okolicy. Pogoda tego dnia była raczej słaba, ani na plażę, ani na jakiekolwiek wycieczki, pochmurno i co chwilę padało. Jedyny pozytywny aspekt, to kupno lokalnego wina nalewanego z wielkiego gąsiora do plastikowej butelki 2l oraz rakiji. Podobno najlepsza rakija w okolicy jest sprzedawana w miejscowości Baśka Voda, na północnym końcu deptaka, tuż koło knajpy „Jelena”. Butelki są z napisami „Baśka Voda” wykonanymi farbkami do szkła. To miał być nasz ostatni dzień w Chorwacji, jednak postanowiliśmy zostać o 1 dzień dłużej, a za to ograniczyć zwiedzanie podczas powrotu. I była to dobra decyzja :D

Dzień 13 – 66,4km Tucepi - Sveti Jure - Tucepi

Nareszcie pogoda – zero wiatru, zero chmur, ciepło i słonecznie. Skoro mamy takie warunki, to obowiązkowym planem na dziś jest wjazd na górę Śveti Jure. Szczyt o wysokości 1762m góruje nad Tucepi, a co najważniejsze – można tam wjechać samochodem czy motocyklem. Jadąc 8ką od Tucepi w stronę Makarskiej, trzeba odbić w prawo, na pierwszych światłach w Makarskiej. Po kilku kilometrach krętą drogą dojeżdża się do Górnego Tucepi i ze 2km za wioską jest skręt w lewo, we właściwą wąską drogę prowadzącą na szczyt. Należy jechać zgodnie z tablicami kierującymi do parku narodowego Biokovo lub Śv. Jure. Piszę o tym, bo rozbieżność między papierową mapą, nawigacją, a rzeczywistością, jest niestety spora. Przy wjeździe do parku narodowego jest budka i okazuje się, że są bilety. Niestety w przewodniku nie było o tym ani słowa (nawet nie wiedzieliśmy, że jest tu park narodowy), a kuny specjalnie wydaliśmy poprzedniego dnia co do grosza. Najbliższy bankomat to jakieś 15km w jedną stronę, ale strażnik w końcu sam z siebie pozwala nam wjechać bez opłaty (dzięęękujemy!) :D I teraz zaczyna się wspinaczka – 23km początkowo na 2 i 1 biegu, później już głównie na 1. Zdecydowanie odradzam osobom z lękiem wysokości. Droga jest wąska i stroma, początkowo wiedzie przez las, później zboczem skalnym. Barierek nie ma, jedzie się tuż przy krawędzi kilkusetmetrowej przepaści. Co chwila nawrotki o 180 stopni i stromo pod górę. Ani ja ani Sylwia nie mamy problemów z wysokością, sporo łazikujemy po górach, ale jakoś wjeżdżając w takich warunkach po dziurawym asfalcie czułem się nieswojo, a Sylwia o dziwo kurczowo się mnie trzymała, zamiast trzymać w ręku aparat :P

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Przy okazji jadąc wzbudzamy niezdrowe zainteresowanie spacerujących sobie luźno po drodze krów i koni, trochę to trwało nim zlazły z drogi i pozwoliły nam jechać dalej.

Obrazek
Obrazek

Nawet 1 kozicę wypatrzyliśmy!

Obrazek

Wreszcie docieramy na samą górę. Widoki zapierają dech w piersiach, coś wspaniałego. Ze szczytu widać całą wyspę Hvar, Split, ponoć również Włochy. Pamiątkowe foty, potem zjazd do Tucepi, tym razem już z aparatem w ręku.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Szybki obiad i ostatni raz na plażę. Zero wiatru, zero fal, woda ciepła i znów krystalicznie czysta – dno widać na głębokości kilkunastu metrów. Bycząc się na plaży i popijając wino żegnamy się z Chorwacją i jednocześnie świętujemy urodziny Sylwii, a moje imieniny.

Obrazek
Obrazek

Dzień 14 – 803km Tucepi - Budapeszt

Wyjeżdżamy z Tucepi o 9 rano. Pogoda jest ładna, 17 stopni, ale później ma padać, więc kierujemy się na autostradę i ciśniemy 160-180km/h, bo jak się rozpada, to trzeba będzie się wlec. Przy tej prędkości wyprzedza nas Carrera S, a tuż za nią leci BMW 330d. Po chwili obaj zjeżdżają na stację benzynową, a w tylnej szybie BMW świecą się na przemian czerwone i niebieskie lampki. Czyli na autostradzie też mają policję… Niestety później się rozpadało, gdy schowani pod wiaduktem zakładaliśmy przeciwdeszczówki, znowu zobaczyliśmy to samo BMW w akcji, tym razem zapraszało na pobocze opla insignię. Gdzieś jeszcze po drodze suszyli radiowozem na poboczu, ale tubylcy oczywiście ostrzegli. Na szczęście padało krótko i autostradą docieramy do Węgier. Nawet po drodze urządzamy sobie piknik - dzisiejsze danie dnia: chleb z pasztetem o smaku herbaty (kupiony w Chorwacji).

Obrazek

50km od minięcia granicy węgierskiej jest pierwsza stacja benzynowa, na której możemy kupić winietę, 150km od granicy pierwszy bankomat. W pierwotnej wersji mieliśmy zatrzymać się nad Balatonem, ale że zostaliśmy w Chorwacji dłużej, to lecimy od razu do Budapesztu, gdzie mamy zaklepany nocleg. Z resztą jest zimno, robi się już ciemno, jakoś nastroju do zwiedzania brakuje, szczególnie, że smród od Balatonu było czuć nawet jadąc autostradą... Wreszcie dojeżdżamy na kwaterę. Zmarzliśmy jak cholera, ale przynajmniej poza małym deszczem w Chorwacji, reszta podróży już na sucho. Jeszcze tylko gorący prysznic i do wyra, bo jutro znowu długa droga przed nami.

Dzień 15 – 775km Budapeszt - Pruszków

Znowu wyjazd o 9 rano. Zimno jest już na starcie, co wcale nie napawa optymizmem. Przy wyjeździe z Budapesztu GPS nas oszukuje. Miał wytyczyć szybką trasę, w miarę możliwości po autostradach, omijając promy. Zamiast tego wjeżdżamy w jakieś wiochy, jedziemy brukowaną drogą i lądujemy na przystani promu. Nie no, bajka. Godzina w plecy i jakoś na czuja dostajemy się na Słowację. Niestety nie mając papierowej mapy ze sobą, trzeba się zdać na GPS, który chyba ma zły dzień i prowadzi nas fatalnie. Drogi, które miały być tymi głównymi, okazują się gównianymi, często dziurawymi, można jechać najwyżej 100-120km/h. A najgorsze, że ciągle przechodzą przez wiochy i miasteczka, gdzie jest ograniczenie do 40-50km/h. I tubylcy tyle jeżdżą niestety, a policja daje mandaty w euro, więc my też nie szalejemy. Jest coraz zimniej, ale chociaż nie pada. Pierwotnie chciałem objechać Tatry od Południa, przez Strebskie Pleso, Stary Smokowiec (stąd w ogóle powrót przez Słowację), ale że zimno i do domu daleko, to do Polski wjeżdżamy przez Chyżne zamiast przez Łysą Polanę i w ten sposób zaoszczędzamy 80km, tracąc niestety piękne widoki. Po wjeździe do Polski od razu lepsze drogi i lepsza prędkość przelotowa :D W Krakowie oczywiście lądujemy w gigantycznym korku, a 3 kufry jakoś nie pomagają w przeciskaniu się. Wreszcie udaje się wydostać z miasta, później już z górki – Kielce, Radom i o 22 jesteśmy w Pruszkowie, gdzie temperatura wynosi całe 4st.

Podsumowanie

Wyjazd trwał 15 dni - od 18 września do 2 października 2010.

Całkowity przebieg: 5175km.

Średnie spalanie z całego wyjazdu: 5,62l/100km.

Paliwo: w Polsce 4,50-4,60zł/l, w Czechach i Austrii 5,42zł/l, w Chorwacji 4,86zł/l, na Węgrzech 5,32zł/l, na Słowacji 5,00zł/l.

Kwatery w Chorwacji: 12 nocy po 25e / 2-os. apartament. Nocleg w Mikulovie 1300czk / 2-os. pokój + śniadanie. Nocleg w Budapeszcie 36e / 2os. pokój + śniadanie.

Awarii, wywrotek, kontuzji, mandatów i innych nieprzyjemnych sytuacji nie było.

Przed wyjazdem, przygotowując się na najgorsze, spakowałem pod siedzenie obszerny zestaw narzędzi. Masa kluczy, zestaw do łatania opon, olej na ew. dolewkę (chociaż motocykl nigdy nie brał ani grama), zapasowy olej do oliwiarki łańcucha, żarówki, bezpieczniki, trytytki, kawałek kabla, izolację, powertape, latarkę... Oczywiście nic z tego się nie przydało. Podczas całego wyjazdu obsługa serwisowa ograniczyła się do jednorazowego naciągu łańcucha, co jest zasługą mojego przyjaciela Petera, od którego odkupiłem zadbany motocykl :piwo:

Nawigacja kilka razy zrobiła nam psikusa, ale mimo wszystko jestem z niej bardzo zadowolony. Zarówno z urządzenia, jak i z mapy. Korzystaliśmy z europejskiej AutoMapy 6.6.0, z urządzenia Manta EasyRider 440 oraz pokrowca durex extra safe :P
Koniecznie trzeba mieć ze sobą aktualne papierowe mapy terenów, na których będziemy. My wzięliśmy świetną mapę Chorwacji (wydawnictwo Demart, skala 1:310000, 12zł), ale niestety olaliśmy mapy krajów, przez które jechaliśmy tranzytem. Miałem co prawda wydrukowane rozpiski z nazwami miejscowości, numerami dróg i odległościami między nimi, ale na nic się to nam przydało.

Warto wziąć ze sobą jedzenie, bo w Chorwacji praktycznie nie ma tanich knajp, są jedynie drogie restauracje (obiad 40-60zł na głowę). Ale trzeba przyznać, że porcje są wielkie i żarcie pyszne :D Większość kwater to apartamenty, czyli pokoje z łazienką, balkonem i co najważniejsze, aneksem kuchennym. Opłaca się gotować samemu, bo ceny żywności w sklepach są nieco wyższe niż w Polsce, ale nie zabijają.

Cała Chorwacja jest krajem bardzo górzystym. Ciężko tam o poziomy odcinek drogi, jeszcze ciężej o prosty, bez zakrętów. W związku z górami również pogoda jest mocno niepewna i potrafi się zmieniać diametralnie w ciągu kilkunastu minut / kilkunastu kilometrów. Trzeba być zawsze przygotowanym na to, że temperatura może się obniżyć o kilkanaście stopni i może solidnie lunąć, więc koniecznie wodoodporne ciuchy, podpinki, ciepła bielizna i kondomy przeciwdeszczowe.

Większość motocyklowych wyjazdów wygląda nieco inaczej niż nasza wyprawa - zazwyczaj nocleg codziennie w innym miejscu. My świadomie olaliśmy ten wariant. Dzięki temu nie musieliśmy ze sobą brać namiotu, śpiworów, materaca itd. A jadąc w 2 osoby na 1 motocyklu i tak było już ciasno. Druga sprawa, że nie musieliśmy codziennie tracić czasu na szukanie noclegów. Wadą takiego rozwiązania jest to, że nakręciliśmy sporo więcej kilometrów, niż gdybyśmy codziennie spali gdzie indziej. Ale dla mnie to akurat zaleta, nie wada, bo jazda po tamtejszych serpentynach to czysta przyjemność :D A kasę za paliwo rekompensowały nam oszczędności na żarciu - mając porządne kwatery mogliśmy sobie gotować sami :)

Może coś jeszcze sobie przypomnę, jeżeli ktoś by miał jakiekolwiek pytania, to chętnie odpowiem :) Gorąco polecam te rejony na pierwszą motocyklową wyprawę, satysfakcja gwarantowana :D Łącznie przywieźliśmy do Polski 1100 zdjęć, po wstępnej selekcji zostawiliśmy ponad 700. Przejrzenie wszystkich nawet dla mnie jest ciężkie, więc tym bardziej nie chciałbym katować nimi innych. Nastąpiła więc druga selekcja :P Na picasie jest 145 zdjęć (te z powyższej relacji oraz jeszcze kilka, w wyższej rozdzielczości): KLIK.

A na koniec chciałbym gorąco podziękować Sylwii, bo jest wymarzoną towarzyszką podróży! Taka dziewczyna na plecaku to prawdziwy skarb :boogie:

_________________
Triumph Tiger 1050 << bikepics


17 paź 2010, o 17:34
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 18:06
Posty: 646
Płeć: kobieta
Moto: *
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
A ja dziękuję wspaniałemu Kierowcy! :* :serduszka:

Wtrącę jeszcze jakieś moje uwagi/spostrzeżenia dotyczące wycieczki :)

Łasooch napisał "gotowaliśmy sobie sami", co jest powiedzeniem mocno na wyrost :P bo gotowaliśmy jedynie wodę, którą potem zalewaliśmy zupki chińskie, ewentualnie herbatę. I to było nasze główne pożywienie, do spółki z pasztetami/paprykażami z puszki na kanapki. Generalnie nie polecamy tego typu jedzenia, po powrocie przez tydzień leczyliśmy skutki takiego odżywiania :P

Taka ciekawostka a propos zdjęć - kiedy tuż po powrocie oglądaliśmy nasze fotki, stwierdziliśmy rozczarowani "jakie one szare, zupełnie nie oddają klimatu Chorwacji". Natomiast kiedy minęło trochę czasu i teraz na nie spoglądamy reakcja jest wręcz przeciwna - "wow! co za intensywne kolory!". Co oznacza, że na żywo Chorwacja wygląda jeszcze piękniej, jeszcze bardziej bajkowo i niesamowicie :)

_________________
A teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu!

www.pustamiska.pl - nakarm zwierzaka.


17 paź 2010, o 19:21
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 02:22
Posty: 7755
Lokalizacja: WPR
Płeć: mężczyzna
Moto: TT1050
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Sol napisał(a):
Łasooch napisał "gotowaliśmy sobie sami", co jest powiedzeniem mocno na wyrost :P bo gotowaliśmy jedynie wodę, którą potem zalewaliśmy zupki chińskie, ewentualnie herbatę.

Ty faktycznie gotowałaś głównie wodę, bo gdzieś tu się kończą Twoje zdolności kulinarne :->
Ale jak sięgniesz pamięcią ciut mocniej, to może też sobie przypomnisz, że w Senj jedliśmy jeszcze jak ludzie, normalne obiady, nie tylko zupki :P Cevapcici już nie pamiętasz? :omg:

_________________
Triumph Tiger 1050 << bikepics


17 paź 2010, o 19:30
Zobacz profil
chef master
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 07:59
Posty: 1008
Lokalizacja: Pruszków
Płeć: mężczyzna
Moto: pies w budowie 929:)
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
lasooch napisał(a):
...Cevapcici już nie pamiętasz...


Ciekawa nazwa dla jedzenia :hmm: . Czuję że chciałbym tego spróbować :mrgreen:

_________________
GG:6047566
SV650K2----> CBR 929 Y


17 paź 2010, o 19:56
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 11:03
Posty: 713
Lokalizacja: Piaseczno
Płeć: mężczyzna
Moto: KTM 790 Adventure R
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
lasooch napisał(a):
A na koniec chciałbym gorąco podziękować Sylwii, bo jest wymarzoną towarzyszką podróży! Taka dziewczyna na plecaku to prawdziwy skarb :boogie:

... i robi extra foty :-)
Dzięki za profesjonalną relację z wyprawy. Fajnie się czytało i oglądało. Jak się nie uda na moto, to może chociaż samochodem się tam wybiorę.

_________________
SV650N K6 YHJ --> DL650A L0 YME --> BMW F700GS --> KTM 790 Adeventure R
http://www.bikepics.com/members/golkow


17 paź 2010, o 20:29
Zobacz profil WWW
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 19:32
Posty: 595
Lokalizacja: WPI
Płeć: mężczyzna
Moto: SV650S K6
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Ciekawy sposób na uszczelnienie navi :D, w trojkę nie wróciliście :D Gratki wyprawy i super fotek.

_________________
SV 650S K6
"Kiedy wydaje Ci się, że jesteś bardzo dobrym kierowcą, który wie już wszystko o jeździe i drogach, sprzedaj jak najszybciej swój pojazd i nigdy więcej nie siadaj za kierownicą. Cmentarze są pełne grobów bardzo dobrych kierowców".


17 paź 2010, o 20:39
Zobacz profil
SV Rider

Dołączył(a): 16 maja 2010, o 16:37
Posty: 1240
Lokalizacja: Poznań
Płeć: mężczyzna
Moto: Z800
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
jaco1509 napisał(a):
lasooch napisał(a):
...Cevapcici już nie pamiętasz...


Ciekawa nazwa dla jedzenia :hmm: . Czuję że chciałbym tego spróbować :mrgreen:


Nie tylko na jedzenie fajne nazwy mają. Taka np. 'čipka'.... :D

_________________
GS500 -> SV650S K3 -> Z800 Batmobile


17 paź 2010, o 20:41
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 12:07
Posty: 707
Lokalizacja: Kraków
Płeć: mężczyzna
Moto: Sprint ST
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Świetne zdjęcia, świetny reportażyk :) ... tylko to małe ukłucie zazdrości :D


Sol napisał(a):
Taka ciekawostka a propos zdjęć - kiedy tuż po powrocie oglądaliśmy nasze fotki, stwierdziliśmy rozczarowani "jakie one szare, zupełnie nie oddają klimatu Chorwacji". Natomiast kiedy minęło trochę czasu i teraz na nie spoglądamy reakcja jest wręcz przeciwna - "wow! co za intensywne kolory!". Co oznacza, że na żywo Chorwacja wygląda jeszcze piękniej, jeszcze bardziej bajkowo i niesamowicie :)


Sol, całkowicie się z Tobą zgadzam. Chorwacja, to zdecydowanie kraj który wywarł na mnie największe wrażenie ze wszystkich miejsc w jakich w życiu byłem. Parę lat minęło, a ja regularnie co jakiś czas wracam do zdjęć. Do Chorwacji też zdecydowanie wrócę- tym razem na moto :)

P.S. Extrasafe'y to się tylko na GPSa nadają. Praktyka wskazuje, że w innych sytuacjach paradoksalnie zdarza im się zawodzić ;)

_________________
Obrazek
SV650S K6


17 paź 2010, o 20:44
Zobacz profil
SV Rider

Dołączył(a): 16 maja 2010, o 16:37
Posty: 1240
Lokalizacja: Poznań
Płeć: mężczyzna
Moto: Z800
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
To jeszcze co do pogody mogę dodać, że jeśli ktoś się wybierze bardziej 'w sezonie' to nad Adriatykiem deszcz pada bardzo szybko - pojawia się i po chwili niebo jest ponownie błękitne.
A gdyby ktoś chciał powinkolować po okolicach to polecam Bośnię - co prawda klimaty bardziej 'powojenne', dużo wyraźniej niż w Chorwacji widać pozostałości wojny, całe wioski popalone, opuszczone i jakość życia niższa, ale jest czym oko nacieszyć! do tego można się natknąć na klimaty jak w PL 30 lat temu - np. w restauracji kelnerki w 'firmowych' butach jakie jeszcze w 80tych latach u nas w GSowskich lokalach panie nosiły - a i atmosfera prawie jak z Misia :) Żyć pewnie z tym ciężko, ale na zwiedzanie super :) No i ostrzelane tablice o 'wielkiej Serbii', znaki pisane w 2 alfabetach (łaciński i cyrylica) - szczególnie okolice Banja Luki (się u nas baniauki opowiada, nie?) :).

A wyjazdu oczywiście i gratuluję, i zazdroszczę! :mrgreen:

_________________
GS500 -> SV650S K3 -> Z800 Batmobile


17 paź 2010, o 21:38
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 lut 2010, o 23:48
Posty: 449
Lokalizacja: WH ....
Płeć: mężczyzna
Moto: Honda VTR 1000F
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Super to wszystko ująłeś w całość. Fajna relacja :mrgreen:
Fajnie by było wybrać się kiedyś większą ekipą na kilka moto.

P.S.lasooch widzę, że skorzystaliście z kilku moich podpowiedzi odnośnie miejsc noclegowych :spoko:

_________________
Honda VTR 1000F, Suzana SV650S moja była :-(
Obrazek


17 paź 2010, o 22:12
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 kwi 2010, o 23:15
Posty: 909
Lokalizacja: Poznań
Płeć: mężczyzna
Moto: SV 650S 2004
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Gratuluję wyjazdu oraz bardzo ciekawej relacji i fantastycznych zdjęć. No i oczywiście mega zazdroszczę. SV-ką chyba nie byłoby tak wygodnie.

_________________
SV650S K4


17 paź 2010, o 22:21
Zobacz profil WWW
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 09:59
Posty: 3102
Lokalizacja: Warta, łódzkie
Płeć: mężczyzna
Moto: różne
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Zajebiście, aż Wam zazdroszczę. Zdjęcia robią wrażenie, mam nadzieję, że uda mi się kiedyś wybrać się w podobną trasę.


17 paź 2010, o 23:04
Zobacz profil WWW
erotoman-gawędziarz
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 02:34
Posty: 3871
Lokalizacja: Otwock
Płeć: mężczyzna
Moto: SV 1000N 2004
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Dono napisał(a):
Zajebiście, aż Wam zazdroszczę. Zdjęcia robią wrażenie, mam nadzieję, że uda mi się kiedyś wybrać się w podobną trasę.


+1,

też mi się marzy coś takiego w przyszłym może roku, ale mam taki problem, że "moja" za bardzo nie chce ze mną jeździć... w ogóle... :(

_________________
SVNERWUS


18 paź 2010, o 01:01
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 09:47
Posty: 2660
Lokalizacja: Bjaczystok
Płeć: kobieta
Moto: Trufel 675
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Świetne wakacje sobie zaplanowaliście :spoko: Jakość zdjęć i widoki zwalają z nóg, coś niesamowitego. Oczywiście zazdroszczę a zarazem dziękuję za wskazanie mi planu na przyszłość :)
Gratulacje wypadu i bezawaryjnego moto!!


lasooch napisał(a):
Pierwszy postój na tankowanie i co widzimy?

Obrazek

Tylko co znaczy „zalogaj”? Aż strach się domyślać… :D


Dobre! :D A niby jeszcze tam nie byłam heh.

_________________
Suzuki SV 650s 2006 -> Honda VTR 1000 SP1 2001 -> Triumph Street Triple 675 2012


18 paź 2010, o 02:17
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 lut 2010, o 23:49
Posty: 500
Lokalizacja: München
Płeć: mężczyzna
Moto: Morini
Post Re: Chorwacja XXL 18.09-02.10.2010 [relacja]
Ciekawe co na to DaN :D


18 paź 2010, o 14:34
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 53 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Skocz do:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by STSoftware.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL